Recenzja filmu

Witamy w klubie (2014)
Andreas Schimmelbusch
Patrycja Ziółkowska
Wolfram Koch

Samobój

Paradoks "Witaj w klubie" polega na tym, że choć reżyser znajduje trafne filmowe ekwiwalenty na zapośredniczenie doświadczenia depresji, to nie potrafi zaangażować w swoją opowieść. Dopina
Hotel dla samobójców oferujący szeroki wachlarz sposobów na to, jak ze sobą skończyć? Grupa wsparcia dla osób, którym nie udało się skutecznie przenieść na tamten świat – a owo "wsparcie" polega na podnoszeniu efektywności w wiązaniu pętli i podcinaniu żył? W filmie Andreasa Schimmelbuscha nie brakuje wybornych pomysłów na opowiadanie o samobójstwie. Niestety, są to tylko pomysły. Reżyser próbuje stąpać po cienkiej granicy między humorem a powagą oraz rzeczywistością a ułudą, ale ostatecznie gubi się gdzieś w zainscenizowanym przez siebie fabularnym gąszczu.  

Mottem filmu jest cytat z Sylvii Plath: "umieranie jest sztuką". Dla głównej bohaterki pojęcia "sztuki" i "umierania" stają się wręcz nierozerwalne. Kate (Patrycja Ziółkowska) jest bowiem aktorką grającą w przedstawieniu o cierpiącej na depresję kobiecie. Sama ma jednak podobne problemy; tkwi w dołku psychicznym. Rola i życie zachodzą na siebie, przeplatają się. W chwili słabości Kate melduje się więc w hotelu, gdzie ma zamiar ze sobą skończyć. Ale poznawszy pracującego tam Viktora, zmienia plany. Przez chwilę wygląda na to, że miłość może być skuteczną odtrutką na samobójcze myśli. Niestety, mężczyzna również cierpi na depresję i związek tej pary przekształca się w dziwaczną szamotaninę, wyścig, w którym oboje biegną do tej samej – ponurej – mety.

Ars moriendi ze słów Plath to jednak nie tylko dosłownie "sztuka". To również – po prostu – ciężka praca, rodzaj spektaklu, który planująca samobójstwo osoba musi odegrać przed bliskimi. Chodzi o zachowanie pozorów, o niewzbudzanie podejrzeń – byleby czujność partnerów albo rodziny nie stanęła na drodze do realizacji śmiertelnego planu. Taka jest funkcja szczególnych korepetycji, na jakie uczęszcza bohaterka. Słyszy na nich rady, jak się zachowywać, żeby wyglądać na szczęśliwą i zadowoloną z życia. Schimmelbusch ciągnie ten wątek, podważając realność kolejnych wydarzeń z życia Kate. Im dalej w film, tym bardziej zaczynamy wątpić w to, co widzimy. Kate ciągle "gra", ale czy naprawdę jest aktorką? Kiedy reżyser filmuje sceny jej prób/występów, nie pokazuje nam przecież publiczności, nie umieszcza w kadrze ramy teatralnej sceny. Tym samym podkopuje pozorny obiektywizm filmowego przedstawienia. Może wszystko, co oglądamy – łącznie z osobliwym hotelem, grupą wsparcia i swoim sobowtórem, którego bohaterka co wieczór widzi za oknem – to wytwory jej chorego umysłu?

Paradoks "Witamy w klubie" polega na tym, że choć reżyser znajduje trafne filmowe ekwiwalenty na zapośredniczenie doświadczenia depresji, to nie potrafi zaangażować w swoją opowieść. Dopina metaforę, ale nie snuje ciekawej historii. Wątki rwą się i miotają, jak sami bohaterowie. Widać w tym inspirację sztukami Sary Kane, ale Schimmelbusch nie jest w stanie wykrzesać na ekranie znanej ze sztuk Brytyjki intensywności. A kawałkując historię i podważając wiarygodność przedstawionych wydarzeń, gubi ciągłość akcji i – co gorsza – charakterów. Koncept wchodzi w drogę spektaklowi. Dlatego jako obraz choroby dwubiegunowej film broni się jak najbardziej. Jako narracja, historia losów dwojga ludzi – już nie. Mimetyzm Schimmelbuscha jest tak doskonały, że skutecznie hamuje wszelkie odruchy widzowskiej sympatii i zaangażowania. Niczym osoby cierpiące na depresję film stopniowo… odpycha od siebie odbiorcę. Nawet jeśli taki był zamiar, to zwycięstwo reżysera jest co najwyżej zwycięstwem pyrrusowym.     
1 10
Moja ocena:
3
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones